Wywiad z dzisiejszej Gazety Wyborczej, tutaj link: https://opole.wyborcza.pl/opole/7,35086,25295075,wybory-parlamentarne-2019-mniejszosc-niemiecka-nie-jest-opozycja.html?fbclid=IwAR0P5mOS23cjdG-oIEA-olnUvi9C3LFk9vHa2oo_2lSNo6c450v3QLEUi6s
Czy Koalicja Obywatelska winę za ewentualną porażkę w wyborach do Senatu zrzuci na Mniejszość Niemiecką? Czy Mniejszość ułatwi PiS walkę o Senat? – Chcemy być siłą regionalną i niezależną – przekonuje Rafał Bartek, przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim i kandydat na senatora w Opolu.
Mariusz Lodziński: Dużo w tej kampanii mówi się o Mniejszości Niemieckiej. Pan jako lider Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim jest zapewne z takiego obrotu spraw zadowolony.
Rafał Bartek: Wartością przede wszystkim jest szansa wyartykułowania problemów, z jakimi borykamy się jako środowisko, i pokazania naszej wizji regionu. Jako Mniejszość nie dzielimy mieszkańców na wyborców PiS czy Platformy Obywatelskiej, nasz przekaz kierujemy do wszystkich, bez względu na polityczne upodobania. Bo to też problemy, które nie dotyczą tylko Mniejszości. Niedawno dzwonił do mnie dyrektor szkoły z Opola, mówił, że z powodu obowiązujących przepisów ma problemy z nauczaniem języka mniejszości. A z takich zajęć korzystają przecież nie tylko dzieci z mniejszości niemieckiej.
To oczywiście dobrze, że się o tych problemach mówi, mam tylko nadzieję, że także po wyborach – niezależnie, jak się skończą – ktoś jeszcze będzie o nich pamiętał i szukał rozwiązań. Łatwiej będzie to zrobić z udziałem naszych przedstawicieli w parlamencie.
Bez względu na to, jakim wynikiem zakończą się wybory, Mniejszość Niemiecka i tak będzie skazana na współpracę z innymi ugrupowaniami, ponieważ sama tych problemów nie rozwiąże. Sygnały, które w czasie kampanii płyną z różnych stron, dają wam nadzieję, że ktoś się nimi w ogóle zajmie?
Mnie najbardziej martwi miałkość i samej kampanii i tych właśnie sygnałów. Mało mają w sobie wartości merytorycznej, więcej populizmu, nie dyskutujemy o detalach programowych, a bazujemy na emocjach. Raczej ktoś nas „klepie po ramieniu”, ale poczucia, że rzeczywiście rozumie problem i będzie chciał szukać rozwiązań, to nie mam. Między innymi dlatego w wyborach konsekwentnie stworzyliśmy własną listę i wystawiamy własnych kandydatów. Nie widzimy, by inne partie miały zamiar na serio zagospodarować tematy mniejszościowe, a to przecież też tematy regionalne.
Może nie wiedzą, jak to zrobić, a może uważają, że to tak nieistotny elektorat, że wolą się skupić na bardziej nośnych sprawach.
To problem znacznie szerszy, dotyczący generalnie podejścia do wyborów. Dziś koncepcja jest jedna: obóz rządzący kontra opozycja, kandydaci nie mówią o sobie, z jakiej są partii, ale że są kandydatami opozycji, stanowią kontrofertę dla rządzących, to bardzo spłaszcza dyskusję. W takiej miałkiej debacie, a raczej jej braku, tematy dotyczące mniejszości, które przecież też dotyczą większości, jak chociażby właśnie edukacja, po prostu się nie przebijają. Musimy jednak pamiętać, że to, co raz zostało nam dane, jak chociażby fakt, że w naszym regionie procentowo zdecydowanie najwięcej dzieci uczy się od przedszkola dwóch języków, nie pozostanie na zawsze. Dlatego trzeba o tym ostro mówić i o to zabiegać. Z danych wynika, że ponad 60 proc. rodziców w Polsce wysyła swoje dzieci na odpłatne zajęcia językowe po lekcjach. To dowód na to, że oferta oświatowa w szkołach nie jest dobra, tym też powinniśmy się zajmować w kampanii wyborczej.
Pana start w wyborach do Senatu także został sprowadzony do kwestii pokrzyżowania planów opozycji w walce z kandydatem PiS.
Ale my nie jesteśmy opozycją, kierujemy się przede wszystkim dobrem całego społeczeństwa w regionie, w tym oczywiście tej części należącej do mniejszości. Chcemy być siłą regionalną i niezależną.
Ale były ustalenia, że Koalicja Obywatelska popiera Romana Kolka jako kandydata na senatora w okręgu kędzierzyńskim, a Mniejszość kandydata Koalicji w Opolu?
Były ustalenia dotyczące poparcia naszego kandydata i brak jakichkolwiek rozmów na temat kandydata w Opolu.
Pani Danuta Jazłowiecka, kandydatka KO do Senatu w Opolu, uważa, że pana start zwiększa szanse kandydata PiS, ponieważ będziecie nawzajem odbierali sobie głosy.
Cztery lata temu czy osiem lat temu nikomu nie przeszkadzało, że Mniejszość wystawia swoich kandydatów. To było normalne, że dajemy mieszkańcom trzeci wybór i nie sprowadzamy debaty to walki opozycji z rządzącymi. Teraz wydaje się dziwne, że to wyborcy mają prawo zdecydować, który kandydat im bardziej odpowiada, kto lepiej trafia do ich wartości czy poglądów.
Nie możemy całej debaty w kampanii wyborczej sprowadzać tylko do tego, czy ktoś jest pro- czy antypisowski, ale głównym partiom na tym właśnie zależy. Nam zależy jednak na dyskusji o problemach regionu, bo one same nie znikną z dnia na dzień.
Nie można się jednak oszukiwać, główną stawką tych wyborów jest to, czy PiS utrzyma władzę, czy ją straci.
Ale utrzymywanie, że może o tym zdecydować jeden opolski okręg, znów jest spłyceniem tego problemu. Podobnie jak wychodzenie z założenia, że wyborcy Mniejszości Niemieckiej, gdyby nie miała swojego kandydata, staliby się niejako z automatu wyborcami Koalicji Obywatelskiej. Trzeba pamiętać, że nasi (KWW MN) wyborcy w większości wypadków to wyborcy mający bardziej konserwatywne poglądy. Osadzenie w tradycji i wierze jest silne, sprawia, że mają dylemat z mocno lewicującą Koalicją Obywatelską. O ile na poziomie wyborów samorządowych te kwestie odgrywają mniejszą rolę, o tyle w wyborach parlamentarnych kwestie światopoglądowe i systemy wartości mogą być nawet decydujące. Ja osobiście wątpię w to, że wyborcy Mniejszości staliby się automatycznie wyborcami Koalicji Obywatelskiej.
Z tej perspektywy dobrze, że nasz wyborca, który z kolei może mieć problemy z PiS, chociażby z powodów polityki mononarodowej, która często wyklucza inne kultury i narody, ma trzeci wybór, bardziej proeuropejski.
Ale to jednak z KO rozmawialiście na temat poparcia waszego kandydata, a nie z PiS.
Te rozmowy nie dotyczyły jakiegokolwiek naszego kandydata, którego wystawimy. Dotyczyły konkretnego kandydata, czyli Romana Kolka. Konkretnego fachowca w swojej dziedzinie, który mógłby uzyskać poparcie Koalicji ze względu na swoją rozpoznawalność i fachowość. Teraz wiemy, że w zamian oczekiwano od nas poparcia kandydata Koalicji w ciemno. Gdyby wówczas pojawił się taki argument, moglibyśmy to przedyskutować i podjąć jakąś decyzję. Tego nam jednak nie zasygnalizowano. Przypomnę też, że byliśmy gotowi do kroku wstecz i wycofania kandydatury w Opolu, jednak pod nieobecność marszałka, przewodniczącego Platformy w regionie, ktoś podjął inne decyzje. Mimo naszej chęci do rozmów.
Teraz jednak Mniejszości zarzuca się, że krzyżuje szyki opozycji w walce o Senat. To próba znalezienia alibi dla ewentualnej porażki wyborczej?
To pan powiedział. Ja tylko podkreślam, że cztery lata temu nikt się nie przejmował naszymi kandydatami i nikt dziś nie wie, jak rozłożyłby się elektorat, gdyby naszego kandydata nie było. Za to z Mniejszość Niemieckiej próbuje się zrobić języczek u wagi, od którego zależą rozstrzygnięcia wyborcze.
Podczas kampanii w Opolu pojawił się wiceminister spraw zagranicznych, który dał jasny sygnał, że jeżeli Mniejszość Niemiecka nie będzie się upominać o prawa Polaków w Niemczech, to sama nie może liczyć na przychylne spojrzenia rządu. Odbieracie to jak ultimatum?
Taki ma to oddźwięk, ale nie damy się sprowadzić do roli zakładnika odpowiedzialnego za takie relacje. To nie my mamy wpływ na politykę rządu niemieckiego wobec Polaków w Niemczech, ale właśnie polski rząd. To pan wiceminister, także wcześniej jako przewodniczący polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej, miał olbrzymie możliwości oddziaływania w tej kwestii, ale nic konstruktywnego się nie wydarzyło.
Dziś sygnalizuje, że jeżeli w relacjach polsko-niemieckich jego zdaniem pójdzie coś nie tak, to ukarze za to nas, czyli obywateli Polski pochodzenia mniejszościowego, to dziwny i daleko idący sposób myślenia, naruszający przy tym art. 35 konstytucji, który mówi wprost, ze obywatel RP nie może być dyskryminowany ze względu na przynależność do mniejszości. Czyli teraz rząd niemiecki powinien pogarszać dostęp Polaków do nauki języka polskiego, ponieważ w Polsce taki dostęp utrudniono uczniom z Mniejszości Niemieckiej? To absurd. Co ciekawe, minister mówił o tym na konferencji w Opolu, ale z nami się w tej sprawie nie spotkał.
Zakłada pan, że po wyborach – bez względu na ich wynik – Mniejszość Niemiecka może nie mieć w polskim rządzie sojusznika?
Tym różnimy się od partii politycznych, że 14 października niezależnie od wyniku będziemy robić swoje, zabiegać o kwestie językowe czy kulturowe z tą nadzieją, że będziemy mogli podjąć dialog z rządzącymi, mając nadzieję, że pochylą się nad tymi problemami. Gdybym nie miał tej nadziei, wszystkie nasze działania byłyby pozbawione sensu.